Kiedyś na hasło „Na Mazury” cały dom stawał na głowie – zupełnie jak w filmie „Kevin sam w domu” podczas porannego pakowania się na lotnisko. My nie pakowaliśmy się na lotnisko, ale do Syrenki, Wartburga, Poloneza. Wyprawa na weekend by odwiedzić rodzinę. Tata wracał z pracy w piątek i kazał się pakować – to był pewnie dla niego taki chillout od codzienności w pracy. O przygodach w trakcie podróży, może kiedyś coś więcej napiszę.
Kiedyś mnie znajomy zapytał – przy okazji jakiegoś wesela – a do kogo ty tam jedziesz? Jak mu odpowiedziałem że do mojej babci, siostry ciotecznej dzieci to zrobił wielkie oczy! – To Wy się na wesela prosicie? Tak prosimy i kontakt utrzymujemy.
W wakacje przeważnie jeździliśmy do Zenka i Halinki do Górowa Iławieckiego, Halinka była córką Marianny z d. Krasińskiej i Adolfa Bieluchów. Ale pamiętam też wyjazdy do Piaseczna k./ Pieszkowa do Wandy i Tadeusza – Tadeusz był bratem Halinki, Marianna miała go jako panienka i nosił nazwisko Krasiński. Wanda, jego żona żyje, nawet ostatnio ją odwiedziliśmy, Tadeusz zmarł w tym samym roku co mój Tato (2007). Halinka z Górowa zmarła w 2016 roku, a jutro jedziemy odprowadzić w ostatnią drogę jej męża Zenka.
Zenka szczególnie pamiętam, jeździłem z nim na ryby, często żartował no i nieźle tańczył – mamy film.
Cieszę się z jutrzejszego dnia – bo ponownie spotkam się z rodziną – tylko szkoda że w tak smutnych okolicznościach.
To ważne ze rodzina o sobie pamięta. Czy smutne czy te wesołe okazje. Ale zawsze RAZEM.